Hermiona poderwała się jak
oparzona, a krzyk zamarł jej na ustach. Cała była mokra od potu. Czuła, jak jej
ciało drży. Pod powiekami poczuła wzbierające łzy, a w gardle dławiącą gulę.
Chciała krzyczeć, zedrzeć sobie gardło.
Chciała zapomnieć.
Spojrzała na mugolski
elektroniczny zegarek. Druga pięćdziesiąt osiem. Przymknęła powieki i opadła
ciężko na materac. Znów ta sama godzina, ten sam koszmar, to samo uczucie.
Od tamtego dnia w Ministerstwie
Magii śniło jej się dokładnie to samo. Na początku krzyczała i straszyła tym
koleżanki z dormitorium. Za trzecim razem zapanowała nad krzykiem. Piątej nocy
zaczęła panikować. A dziś, po dwóch miesiącach, nauczyła się z tym żyć.
Co noc miała dokładnie ten sam
sen. I to ten fakt przerażał ją najbardziej, a nie sama fabuła. Była w nim
tylko obserwatorem. Widziała wszystko, ale nie miała wpływu na to, co się
dzieje. Widziała wysoką kobietę o burzy czarnych kręconych włosów, całą spowitą
w ciemną pelerynę. Ogromny kaptur zasłaniał jej twarz. Na rękach trzymała
niemowlę, które spało i, mimo niewygód, nie zakwiliło ani razu. Była noc,
zimowa noc. Kobieta szła przed siebie, zostawiając w białym połyskującym śniegu
głębokie ślady. Hermiona czuła jej zmęczenie, strach i samotność. Dotarła do wysokiego
muru, za którym wznosił się potężny dworek. Cel wyprawy. Kobieta przeszła przez
bramę, pokonała dzielącą ją odległość od drzwi i zapukała. Otworzyła jej
blondynka o zimnych oczach i wzniosłym wyrazie twarzy.
- To jego dziecko? – zapytała, a
jej głos był smutny, monotonny.
Czarnowłosa skinęła głową.
- Co chcesz z… tym zrobić? –
padło kolejne pytanie.
- Błagam cię, zajmij się nią –
wyszeptała tylko kobieta i wcisnęła zaskoczonej blondynce zawiniątko w ręce.
Zanim ta zdążyła zaprotestować, czarnowłosej już nie było. Dziecko zaczęło
płakać.
Po tym obraz rozmywał się, a
Hermiona znajdowała się w nicości i słyszała głos Śmierciożercy, który wracał
do niej niczym bumerang.
„Już niedługo poznasz prawdę…”
W tym momencie krzyczała. Nie
wiedziała, czemu sen wywiera na niej takie wrażenie, ale bała się komukolwiek o
tym powiedzieć.
Ron chodził wesoły od samego
rana. Tego dnia miała przyjechać Hermiona. Nie, wcale za nią nie tęsknił. Po
prostu brakowało mu jej towarzystwa, uśmiechu i błyszczących oczu.
Pogwizdując cicho, odgnamiał
ogród. Słońce świeciło wysoko na niebie, ale wiał delikatny wiaterek. Niebo
było czyste, czasem tylko jakiś biały obłoczek przesuwał się po sklepieniu. Ron
podskoczył jak oparzony, kiedy rozległ się trzask. Fred i George ze śmiechem poklepali
go po ramieniu. Ron przyłożył sobie rękę do serca i usiłował złapać oddech.
- Znów to samo – zaśmiał się
George, a bliźniak mu zawtórował.
- Zejdę przez was na zawał –
mruknął Ron, patrząc spode łba na braci, którzy wybuchnęli jeszcze głośniejszym
śmiechem. – Kretyni.
- Ej, ej, Ronaldzie, cóż to za
słownictwo? – udał oburzenie Fred i, łapiąc się pod boki zupełnie jak Molly
Weasley, zaczął besztać brata. – Wyprostuj się, nie kręć mi się pod nogami,
zrób wreszcie coś pożytecznego!
Ron poczerwieniał na twarzy;
nienawidził, kiedy bracia się z niego nabijali.
- Odwalcie się! – warknął i
wyrzucił kolejnego gnoma za płot trochę dalej, niż było trzeba.
Bliźniacy spojrzeli na siebie i
w tym samym momencie teatralnie westchnęli.
- No, Ron, zauważyliśmy z Fredem…
- … że jesteś bardzo wesoły.
Czemuż to?
Ron uniósł brwi i wzruszył
niepewnie ramionami. Aż tak było widać jego radość?
- Bez powodu – mruknął, niezbyt
przekonywująco.
- Aha! – wykrzyknął Fred i
wycelował w Rona palec. – A jednak jest powód!
- I bój się dnia, młodszy
bracie, kiedy go odkryjemy – dodał złowrogo George.
Minęła zaledwie sekunda i
bliźniacy zniknęli z głośnym trzaskiem. Ron nienawidził, kiedy tak robili.
Doprowadzało go to do szału. Bracia działali mu na nerwy, ale nie starał się
nie dawać wyprowadzić z równowagi. Nie chciał reagować na kpiny z ich strony,
ale przychodziło mu to z trudem.
Tylko co będzie, kiedy dowiedzą
się, że to przyjazd Hermiona tak go cieszy?
- Kretyni – mruknął ponownie i
wyrzucił kolejnego gnoma za płot.
Około godziny piętnastej, kiedy
Ron, bliźniacy, Ginny i Molly jedli obiad, do kuchni weszli Artur i Hermiona.
Po minie ojca Weasleyów, wszyscy zebrani poznali, że coś jest nie tak. Wzrok
mężczyzny błądził po podłodze. Dopiero kiedy żona położyła mu rękę na ramieniu,
spojrzał na nią ze smutkiem.
Hermiona stała za plecami Artura
z opuszczoną głową. Ron wiedział już, czemu ojciec tak dziwnie się zachowywał.
Dziewczyna nie przywitała się radośnie, jak to miała w zwyczaju, ani nie
zamęczała wszystkich przemądrzałą gadką. Stała zgarbiona, przestępując z nogi
na nogę i skubała rąbek bluzy. Ron miał wrażenie, że Hermiona mocno schudła, a
kiedy podniosła głowę, aż wstrzymał oddech. Jej cera straciła blask,
poszarzała, oczy zmatowiały, a pod nimi miała ciemne cienie.
Ginny obrzuciła wszystkich
obecnym szybkim spojrzeniem. Nikt, nawet Molly, nie podszedł, by przywitać się
z gościem. Piętnastolatka, mimo że nie przepadała szczególnie za starszą
koleżanką, wstała i po prostu ją przytuliła.
Ten gest jakby obudził innych
domowników.
- Cześć, Hermiono – dało się
słyszeć co chwilę.
- Jak minęły ci wakacje,
kochanie? – zapytała Molly, przygarniając dziewczynę do piersi.
- Były w porządku – odparła cicho
Hermiona, siadając na kanapie. Wierciła się pod spojrzeniami Weasleyów.
- Zrobię ci herbaty, kochanie –
powiedziała Molly, przerywając ciszę.
Ginny wywróciła oczami. Życiowym
mottem jej matki było chyba to, że herbata rozwiązuje wszystkie problemy.
Molly oddaliła się od nich,
Artur poszedł w jej ślady, a Ginny, Ron i bliźniacy zostali sam na sam z
Hermioną. Po raz pierwszy brakowało im jej natrętnego gadania. Rudowłosa
dziewczyna założyła ręce na piersi i rzuciła krótko:
- Ron, bliźniaki – wynocha.
Chłopcy popatrzyli na siebie
zaskoczeni, nawet Hermiona podniosła wzrok i przyglądała się młodszej koleżance
z ciekawością.
- Na i czego się tak gapicie?
Dziewczyny muszą pogadać – powiedziała twardo, siadając obok Hermiony.
- W takim razie ja zostaję –
orzekł Fred, błyskając zębami w uśmiechu.
- Ja też, bracie – odparł na to
George, puszczając oko do Freda.
Oboje myśleli w ten sam sposób –
tę dziewczynę trzeba w jakiś sposób rozweselić. Ale kiedy Ron bez słowa
podniósł się z miejsca i wyszedł, bez gadania ruszyli za nim. Czasem trzeba
było po prostu odpuścić. No i zawsze mają Uszy Dalekiego Zasięgu.
Ginny, nieświadoma tego, że jej
bracia podsłuchują rozmowę, zaczęła:
- Wiem, że specjalnie za sobą
nie przepadamy, ale czasem dobrze jest się po prostu wygadać.
Hermiona zaśmiała się cicho.
- Aż tak to widać? – zapytała z
krzywym uśmiechem.
Ginny z kwaśną miną pokiwała
głową.
- Sama widziałaś ich reakcję. Po
prostu to z siebie wyrzuć – poradziła rudowłosa i zaraz pożałowała swoich słów.
Spodziewała się historii o nieszczęśliwej miłości, czy coś w tym rodzaju, a
zamiast tego otrzymała dziwną opowieść, która obudziła jej niepokój.
- O cholera – mruknęła na
zakończenie. Spojrzała na Hermionę – dziewczyna miała niezbyt ładny profil. Po
chwili zaczęła ziewać.
- Nie wiem, co mam robić –
powiedziała, ze smutkiem spuszczając głowę. Na pierwszy rzut oka było widać, że
tajemniczy sen ją wykańcza.
- Na razie powinnaś się
porządnie wyspać – powiedziała Ginny. Nie bardzo wiedziała, co może doradzić
Hermionie. – Chodź, w pokoju masz pościelone łózko, a ja zaraz przyniosę ci
jakiś eliksir na sen.
Hermiona powoli podniosła się z
kanapy. Idąc na górę, dziewczęta zamieniły ze sobą parę zdawkowych uwag, ale
obie zdawały się być myślami zupełnie gdzieś indziej. Przed wejściem do pokoju
Hermiona powiedziała:
- Dziękuję, Ginny.
Uśmiechnęła się przy tym lekko,
a Ginny odpowiedziała tym samym.
- Jeszcze mi nie dziękuj. Nie
wiem co ci jest, ale spróbuję ci pomóc.
Hermiona, już leżąc w łóżku,
pomyślała, że to właśnie wtedy nawiązała się między nimi nić porozumienia. Sen
przyszedł dosyć szybko, zwłaszcza, że znalazła się w znajomym i bezpiecznym
otoczeniu.
Co z tego, skoro dokładnie o
drugiej pięćdziesiąt osiem znów obudziła się zlana potem?
Na początku dziękuję za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem i postaram się jakoś usprawiedliwić - na razie rozdziały będą krótkie, bo nie lubię, za przeproszeniem, pieprzenia o niczym i wolę przedstawić tylko te najważniejsze fakty. Potem, jak już się rozkręcę, będziecie mieli mnie dość :)
Pozdrawiam i do napisania!
Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Jestem ciekawa, o co tak naprawdę chodzi z tym snem Hermiony. Nieźle zaczęłaś tę historię. ;)
OdpowiedzUsuńAż się uśmiechnęłam, kiedy przeszłaś do Rona. Taki fajny akcent. ;) Przedstawiłaś go tak kanonicznie jak to tylko było możliwe (w sumie mógłby bardziej się zdenerwować na braci, ale było git).
Trochę mi zazgrzytał moment z wejściem Hermiony. W końcu nikt tak naprawdę nie wiedział, co jest nie tak i wydaje mi się, że Weasley'owie zareagowali z przesadą. Ale to taka mega subiektywna opinia.
Lubię, gdy Hermiona z Ginny nie są najlepszymi przyjaciółkami (o czym już chyba wspomniałam przy okazji innego Twojego bloga), więc dalsza część rozdziału tym bardziej przypadła mi do gustu. Całkiem fajnie przedstawiłaś rozmowę dziewczyn. Wyszła naturalna - lekka rezerwa a później zrozumienie i nić porozumienia.
Zakończenie bardzo mi się spodobało. Ja chyba po prostu lubię pytanie retoryczne, bo takie zakończenia zawsze przypadają mi do gustu. :D
Błędów chyba nie zauważyłam, ale teraz trudno mi powiedzieć, bo rozdział przeczytałam już rano, choć nie zdążyłam go skomentować. Ale wydaje mi się, że więcej czasu mogłabyś poświęcić na pozór mało znaczącym szczegółom jak choćby bardziej rozbudowanym opisom. Wiem, że czasami o to trudno, ale chyba miałabym mniejszy niedosyt po przeczytaniu.
No i to tyle. Czekam na kolejny rozdział, bo, jak już wspomniałam, zżera mnie ciekawość. :)
Ściskam,
Ap
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOjejku, ta historia jest cudowna. I pomyśleć że nie przepadałam kiedyś za tym paringiem. Zmieniasz to w ekspresowym tempie!
OdpowiedzUsuńWszystko jest naprawdę ładnie napisane, koszmar Hermiony, zachowanie Rona wobec niej.
Mam nadzieję, że Hermiona jakoś się pozbiera i stanie na nogi.
Uwielbiam wszystko gdzie jest Fred i George lub chociaż jeden z nich jako główna postać! Uwielbiam, więc zostane sobie tu na dłużej ;).
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie sen Hermiony... Mam pewne podejrzenia, ale wydają mi się one zbyt banalne, więc poczekam sobie na dalsze rozwinięcie tematu.
I tak bardzo kanoniczny Ron ;). Lubię jego postać, chociaż jak dla mnie jest troche zbyt mocno przewrażliwiony na punkcie pieniędzy.
Wskakuję do Obserwatorów i czekam na kolejny rozdział.
Lady Spark
[wczorajszy-sen]
szkoda ze niedokonczylas tego opowiadania. ulwielbiam historie freda i hermiony. zakochana jestem po uszy w tym parringu :)
OdpowiedzUsuń